sobota, 15 stycznia 2011

Mur Niebezpieczeństwa


Życie zaskakuje nas ironią. Dzień przed śmiercią Jawaher Abu Rahma cała wieś cieszyła się  z powodu udanej demonstracji. Tego dnia mieszkańcy Bil’in byli silni i zadowoleni. To była wigilia nowego roku, 31 grudnia 2010. Przyjechało setki gości. Międzynarodowi aktywiści wspierający Palestyńczyków w ich dążeniach niepodległościowych, Arabowie z całego świata. Przyjechał też  premier Autonomii Palestyńskiej, Salam Fayyad. Był na krótko, pomachał ręką z drzwi samochodu choć przywiózł dla wszystkich szaliki z palestyńską flagą.

Obywatelski Ruch oporu organizuje demonstracje regulanie co tydzień
Po południowych modlitwach, około godziny 12.30 mieszkańcy wsi oraz aktywiści z zagranicy idą w kierunku zachodnim.
Tam znajduje się mur i osiedla, tam czeka w pełni uzbrojone wojsko izraelskie. Kiedy demonstracja się zbliża, żołnierze używają gazu łzawiącego i duszącego, dźwiękowych bomb lub armatek wodnych z wodą ze ścieków. Demonstracja się rozprasza, rozpoczyna się kontrofensywa Palestyńczyków. Młodzi chłopcy rzucają kamieniami i strzelają z proc. Odpowiedzią jest większa ilość gazu lub strzały gumowymi pociskami.

Palestyńczycy uciekający przed gazem.
Zabawa w kotka i myszkę? Na pierwszy rzut oka może się tak wydawać.Dzisiejsze wydarzenia jednak mają swoją bolesna i długą historię.

Demonstracje w Bilin rozpoczęły się 6 lat temu. Zostały wywołane sprzeciwem wobec powstającemu murowi, który w języku polskim określa się blokadą bezpieczeństwa. Narody Zjednoczone jednak nazywają go murem rozdzielającym lub bardziej dosadnie, murem apartheidu.
Izrael rozpoczął budowę muru w 2004 roku podczas Intifady al-Aqsa (powstania zbrojnego Palestyńczyków). Mur w rzeczy samej był wówczas mocno związany z bezpieczeństwem.
Palestyńscy bojówkarze atakowali cywilną ludność Izraela. Dochodziło do zamachów, które miały być zemstą za okupację. Izrael odpowiedział izolacją – powstała długa na 709 km bariera.
Zastanawiające jest jednak dlaczego władze Izraela budują mur wewnątrz obszarów zamieszkiwanych wyłącznie przez Palestyńczyków zabierając im tym samym ogromne połacie ziemi.
Zawłaszczeniu towarzyszy osadnictwo. Na ziemi należącej  jeszcze kilka lat temu do właścicieli palestyńskich Izrael buduje osiedla, do których przesiedla tysiące swoich obywateli. Ziemia jest zajmowana w sposób militarny. Osadnictwu towarzyszy przemoc, opresja, niszczenie własności, burzenie domów i przejmowanie upraw.

Jeśli Izraelskiemu rządowi chodziłoby rzeczywiście wyłącznie o kwestie bezpieczeństwa swoich mieszkańców, skupiłby się na oddzieleniu Palestyńczyków od własnego terytorium. Budowanie osiedli i muru na ziemiach Palestyńskich destabilizuje sytuację w regionie.
Palestyńczycy są wobec grabieży bezradni. Frustracja jest ogromna. Dlatego też wychodzą na ulice i demonstrują. Manifestują używając biernego oporu. Jedynym narzędziem są kamienie w rękach młodzieży. Kilkunastoletni chłopcy walczą z w pełni uzbrojonym wojskiem. Często dochodzi do tragedii.
Mór wije się po terytorium Zachodniego Brzegu Jordanu, dzieląc miasta na części, oddzielając mieszkańców wsi od ich upraw, odgradzając od siebie członków najbliższej rodziny. Bariera odseparowała 29 miast które znalazły się po stronie izraelskiej. Ich mieszkańcy nie mają dostępu do szkół, szpitali i innych usług publicznych, są odcięci od własnych nieruchomości. 138 wsi nie ma dostępu do miast, przez co traci szansę na sprzedawanie swoich rolniczych towarów. Dla mieszkańców oznacza to biedę.

Osiedla i mur wybudowane na ziemi należącej do mieszkańców Bil'ein
Według badań OCHA – (Office for the Coordination of Humanitarian Affairs) 9,5 % ziemi, która miała stanowić przyszłe palestyńskie państwo, zostało zajęte przez Izrael. 411 tys. Palestyńczyków jest odgrodzonych barierą. Sytuacja przyczynia się do gospodarczego kryzysu, frustracji i poczucia krzywdy. Ale przede wszystkim jest przejawem dyskryminacji i braku poszanowania prawa.
Bil’in leży na terenie Zachodniego Brzeg Jordanu, który wraz ze Strefą Gazy stanowi Palestyńskie Terytorium Okupowane. Przed 1967 rokiem terytoria te wraz ze wschodnią częścią Jerozolimy były zajmowane przez Jordanię i Egipt. W wyniku wojny zostały zajęte przez Izrael i zgodnie z prawem międzynarodowym uzyskały status terytoriów okupowanych.
Według prawa międzynarodowego izraelska okupacja jest nielegalna. Stanowisko społeczności międzynarodowej było wielokrotnie potwierdzane rezolucjami Rady Bezpieczeństwa jak i Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Izrael musi wycofać swą okupację.

W roku 1993 zadecydowano, że Zachodni Brzeg Jordanu wraz ze Strefą Gazy stanie się suwerennym palestyńskim państwem. Wielu uwierzyło w cud pokoju, negocjatorzy otrzymali pokojowe noble. Nadzieje okazały się złudne. W wyniku ułomności procesu tereny te przekształciły się w sponsorowaną przez społeczność międzynarodową quasi-autokrację - Autonomię Palestyńską. Władza autonomii całkowicie uzależniona od Izraela stała się narzędziem prewencji przeciw dążeniom niepodległościowym.
Bil'ein to bardzo przeciętna wieś gdzie mieszkańcy żyją prosto i bez pośpiechu.
Rząd Izraela nie respektuje rezolucji, podobnie jak nie respektuje postanowień Międzynarodowego Prawa Humanitarnego (MPH). Prawo to reguluje zachowania wojenne, w tym prawa i obowiązki okupanta.
MPH mówi, iż okupant nie ma prawa zawłaszczać ziem okupowanych, nie ma prawa wysiedlać, niszczyć mienia, jak również kolonializować takich ziem.
Rząd Izraelski jak do tej pory zawłaszczył znaczącą część terenów okupowanych, lokując tam 385.000 swoich osadników..
Dodatkowym pogwałceniem międzynarodowego prawa jest mur bezpieczeństwa, który został potępiony orzecznictwem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.

Jak Izrael tłumaczy swoje postępowanie? Jest to głównie prawo silniejszego. Izrael mówi - wygraliśmy wojnę, więc ziemie należą do nas. Odwołuje się też do historii i religii. Izraelski syjonizm zakłada, że ziemia zamieszkana przez Palestyńczyków jest ziemią należną Izraelowi ze względów historycznych (jako że tereny te były 3 tys. lat temu miejscem istnienia Królestwa Izraela) oraz religijnych (ziemia była obiecaną przez Boga w Starym Testamencie).
Palestyńczycy oczywiście nie są zadowoleni z takiego układu i odwołują się do prawa międzynarodowego. Ale Sytuacja w Bilin jest szczególna.
Mieszkańcy wsi walczą z faktem nielegalnego odebrania ziem nie tylko z punktu widzenia prawa międzynarodowego, ale również lokalnego prawa Izraelskiego. W 2004 roku osiedla oraz bariera bezpieczeństwa wybudowane na ziemiach należących do Bil’in zostały uznane za nielegalne przez Sąd Najwyższy w Izraelu. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zalegalizowało istnienie osiedli post factum w 2007 roku. Nielegalność muru natomiast po raz kolejny została potwierdzona przez Sąd Najwyższy. Mieszkańcy Bil’in wielokrotnie naciskali na prawodawstwo Izraela o implementację swoich postanowień. Mur do tej pory istnieje.

Budowa muru i osiedli doprowadziła do konfiskaty 60% ziem należących do mieszkańców wsi. Ogromna część mieszkańców to rolnicy, zabranie ziem oznaczało więc dla wielu osób całkowite utracenie środków życiowych.
Wiedząc, że nie otrzymają pomocy od państwowych instytucji, w 2004 roku mieszkańcy Bilin postanowili utworzyć oddolny ruch, broniąc swoich praw. Obywatelski Ruch Oporu zajmuje się pisaniem petycji sądowych, organizowaniem cotygodniowych demonstracji oraz konferencji dotyczących pokojowych demonstracji w warunkach okupacji. Komitet to typowy ruch oddolny, w którym mieszkańcy walczą o implementację praw. Budynek, w którym mieści się biuro jest wyposażone  w kilka krzeseł, stolik i 3 biurka z komputerami oraz...wiele popielniczek.Palestyńczycy palą ogromne ilości papierosów, dyskutując o swojej przyszłości.

Dzień, kiedy zginęła Jawaher był deszczowy i bezwietrzny. Z powodu dużej wilgotności powietrza gaz wystrzelony przez wojsko był szczególnie dotkliwy, utrzymywał się w powietrzu przez wiele minut.  Dziesiątki osób musiało korzystać z pomocy medycznej – ambulansów obecnych na demonstracji.


Izraelski żołnierz celuję granatem w demonstrujących Palestyńczyków.
W chmurze gazu tracisz orientację – oczy zachodzą łzami, nie możesz oddychać, krztusisz się i kaszlesz. Jeśli taki stan utrzymuje się przez długi czas, może dojść do poważnych uszkodzeń dróg oddechowych. 
Przypadek Jawaher był jednak specyficzny. Podczas demonstracji 31 grudnia Jawaher dostała się w chmurę gazu i zaczęła kaszleć. Bardzo szybko poczuła się źle. Została zaprowadzona do domu, gdzie traciła i odzyskiwała przytomność. Ambulans zabrał ją do najbliższego szpitala w Ramallah. Tam po kilkunastu godzinach walki o jej życie, zmarła. Lekarze stwierdzili zatrucie krwi, które doprowadziło do zawału serca.

1-ego stycznia po demonstracji zginęła Jawaher Abu Rahma. Na jej pogrzeb przyszło około 700 osób
Wiele osób spekuluje, że gaz użyty przez wojsko tego dnia to gaz CS - szczególnie aktywny środek, zakazany w wielu krajach w Europie.
Jesteśmy w domu Jawaher. Minął tydzień. Jej matka nie płacze. Dom jest wypełniony plakatami ze zdjęciem zmarłej. Ale nie tylko jej. Są również plakaty ze zdjęciem młodego mężczyzny. To Bassem, brat Jawaher. Zginął rok wcześniej zabity granatem gazowym wymierzonym w niego z kilkunastu metrów. Bassem to był dobry chłopak, wszyscy przytakują.

Rodzina Jawaher żyje w muzeum pamięci dwojga męczenników.


Palestyńczycy mówią, że chcą, żeby Izrael wycofał okupację i pozwolił im stworzyć własny kraj. Ta wizja jest coraz mniej możliwa przez to, że coraz więcej terenów, które miały stanowić przyszłe palestyńskie państwo jest zagarnięta przez Izrael. Coraz więcej Izraelczyków mieszka na tych terenach.
Sytuacja jest bardzo trudna, każda ze stron czuje się skrzywdzona przez historię – Palestyńczycy przez historię najnowszą, Izrael przez historię sięgającą 3000 lat. Każda ze stron uważa, iż ma prawo do ziem – Palestyńczycy dlatego, iż od wielu wieków ją użytkują, Izrael dlatego, iż jest to ich wymarzona i obiecana ziemia.

Plakaty z portretami Jawaher i Bassema wyblakną zanim zostaną podpisane pokojowe dokumenty. Wiele nienawiści wzrośnie w ludziach. Wiele jeszcze osób zginie.

Mapa obrazująca lokalizację muru oraz jego wpływ na defragmentację Zachodniego Brzegu Jordanu dostępna na http://www.ochaopt.org/documents/ocha_opt_route_projection_july_2010.pdf
:
Dominika Zarzycka



zdjęcia: Dominika Zarzycka, Michał Ziemowit Buśko

Demonstracja tego dnia była długa, starcia z izraelskimi wojskiem trwały kilka godzin. Kamienie dzieciaków i gardła demonstrantów kontra gaz i pociski. To nic nowego. Demonstracje w Bil’in odbywają się w każdy piątek.

W Arabskim każde imię ma swoje znaczenie. Jej imię oznaczało skarb. Umarła jako szahid – męczennik.


środa, 12 stycznia 2011

Dżenin po drugiej stronie lustra.

Naprzeciwko nas kilku ciekawskich chłopców nerwowo wymachuje rękami. Grupka jest uzbrojona w zabawkowe pistolety, celują nawołując innych wyrostków. Jeden z nich trzyma plastikowy M16, dzieciak wygląda niby przywódca ‘armii’ urwisów. Chwile potem pada strzał. Zostałem postrzelony plastikową kulką, dzieciaki uciekają.

Jesteśmy w Obozie Uchodźców Dżenin położonym w północnej części Zachodniego Brzegu Jordanu, części Palestyńskiego Terytorium Okupowanego. ‘Dzieciaki nie mają gdzie się podziać, od miesiąca strajkują szkoły. Zresztą, ich i tak wychowuje ulica’. Mój przewodnik to Jacob - rodowity Walijczyk, który mieszka w obozie od kilku lat. ‘Może to dziwne... Sam się zastanawiam dlaczego. Pewnie dlatego, że nie chcę mieszkać gdzie indziej’.

Obóz Dżenin to miejsce szczególne; biedne (około 50% mieszkańców żyje za mniej niż dolara dziennie) i zatłoczone (zagęszczenie to około 8500 mieszkańców / km2), ale przede wszystkim - dumne...





Zakurzona dziurawa droga wije się wciskając pomiędzy gęste zabudowanie. Ulice odrażają nędzą. Na poboczu straszą zaparkowane szkielety karoserii. Stosy odpadków i gruzu zalegają chodnik. Mijają nas trąbiące samochody, osły i ukradkiem przemykające grupki kobiet. Jest gwarnie i tłoczno, sprzedawcy wysiadują przed otwartymi sklepikami, popijając kawę. ‘Ya Inglizi, welcome’. ‘Myślą, że jestem anglikiem?’, pytam. ‘Nie wiem, to nie ma znaczenia, jesteś adżnabi’ (obcokrajowiec), odpowiada Jacob. ‘Inglizi welcome in Palestine’.  Przystajemy by odpowiedzieć na pozdrowienie.

W Jacoba nikt nie strzela, tutejsze dzieciaki go lubią. Może dlatego, że jest dla nich zabawny; a może, dlatego, że ich rozumie... Jacob prowadzi mnie do swojego miejsca pracy, jedynej instytucji, która jest schronieniem dla dzieci ulicy. To teatr, ‘Teatr Wolności’.

Dzieci z Teatru Wolność.

Początki teatru to czas Pierwszej Intifady (1987-1993), kiedy do Dżeninu przyjechała Arna Khamis. Khamis była postacią niezwykłą, w młodości zagorzała syjonistka i członkini Palmachu, w jesieni życia obrońca palestyńskich praw. Kiedy podczas intifady władze Izraela zamknęły palestyńskie szkoły Arna przyjechała na tereny okupowane by zorganizować sieć ośrodków edukacyjnych dla najbardziej wykluczonych dzieci. Jedno z owych centrów powstało w Obozie Dżenin.

Życie w ogarniętym intifadą mieście nie było łatwe.  Tym bardziej dla Żydówki. Arna była zdeterminowana, jak pisała potem: ‘Nie przyjechałam by pokazać, że jestem litościwą żydówką, która pomaga Arabom. Przyjechałam walczyć z okupacją.’

Arna prędko zdobyła zaufanie, ośrodek w Dżeninie przekształcił się w teatr – ‘Dom Arny’. Dzieciaki ją kochały, dorośli szanowali. Porywała za sobą tłumy, była charyzmatyczna, radykalna i niezwykle aktywna. Arnie pomógł syn - Juliano. Prowadził zajęcia z psychodramy. Dzieciaki mówiły o intifadzie, zburzonych domach i śmierci; mogły wyładować agresję i frustrację. Arna była bezkompromisowa, stworzyła ideę kulturalnej intifady. Jej mottem było słynne przemówienie z zimy 1993. ‘Wolność bez świadomości nie istnieje. Pokój bez wolności nie istnieje. Świadomość i wolność są nierozerwalne.’  

Pokolenie dzieci Arny dorośnie, stanie się samodzielne, dumne i ambitne. Teatr przetrwa intifadę i przeżyję Arnę (zmarła w 1995 po wyczerpującej chorobie nowotworowej) stanie się miejscem szczególnym, jedyną instytucją kulturalną Dżeninu, ale nie tylko. Stanie się miejscem, gdzie dorosną przywódcy.
Teatr przestanie istnieć w czasie kolejnej  intifady (Intifady Al-Aqsa 2000 -2006). Budynek legnie w gruzach, umrze,  tak jak umrą jego aktorzy... Większość z nich zginie w czasie ‘Bitwy o Dżenin’.




Cmentarz męczenników, na którym pochowane są także 'dzieci Arny'. 

W kwietniu 2002 Izrael rozpoczął inwazję, która miała być odpowiedzią na szereg ataków samobójczych, przeprowadzonych przez terrorystów Dżeninu. Dowództwo bało się strat, walka w obozie była walką w labiryncie najeżonym pułapkami i snajperami. Dżenin czekał na wojsko. Izrael zdecydował się na specyficzną taktykę. Najpierw do obozu wjechały opancerzone buldożery, które torowały drogę, aktywując pułapki i burząc potencjalne siedliska powstańców. Zrujnowanych zostało około 250 domów, do tej pory nie wiadomo jakie były ofiary w ludziach.

Moj rozmówca, Zakaria, to jedyny żyjący aktor pamiętający czasy teatru Arny.

‘Zobacz tu na ścianę. To portrety aktorów – męczenników. Ten pierwszy to Aszraf, był ulubieńcem teatru. Był zawsze poważny, nie lubił żartować. Mówiliśmy na niego ‘Palestyński Romeo’.

Aszraf Abu el-Haje zginął podczas Bitwy o Dżenin. Historia dość typowa - wraz z początkiem 2002 wstąpił w szeregi Brygad Męczenników al-Aqsa. Wkrótce stał się jednym z przywódców lokalnego oddziału. Kiedy wkroczyło wojsko zabarykadował się wraz z innymi w teatrze, zostali okrążeni. Po skazanej na porażkę wymianie ognia zginał w ruinach.

Jusuf Sweitat ‘Najlepszy przyjaciel Aszrafa. Jusuf był delikatny i uczuciowy ale zawsze wesoły. Był bardzo dobrym aktorem, wszyscy mówili, że kiedyś zagra na prawdziwej scenie.’  

W październiku 2001 Izraelski czołg ostrzelał szkołę niedaleko miejsca pracy Jusufa. Jusuf pobiegł zobaczyć co się stało, znalazł 12 letnią dziewczynkę, była poraniona odłamkami, krwawiła mocno. Chciał ją zanieść do pobliskiego szpitala, umarła mu na rękach. Od tamtego momentu szukał kogoś kto mu da karabin, chciał się zemścić. Odpowiedział Islamski Dżihad. W zamian za broń Jusuf nagrał dla nich pożegnalne wideo. Stał uzbrojony w M16, na głowie miał opaskę szahida i mówił: ‘Moi bracia, moja rodzino, wszyscy, których kocham, nie bądźcie smutni. To jest ofiara.’ 28 października Jusuf wraz z kolegą z sąsiedztwa Nidalem otworzyli ogień w centrum izraelskiego miasta Hadera. Zanim zginęli zabili cztery osoby -  cywili czekających na przystanku.
Ala'a Sabagh. ‘Kiedy był dzieckiem żołnierze zburzyli jego rodzinny dom, to była kara za  brata – bojownika. To się wydarzyło w czasie pierwszej intifady. Ala’a nie miał gdzie pójść. Znalazł go Juliano i zabrał do teatru. Ala’a mało mówił, ale miał talent, dużo rysował’.

Ala’a wcześnie porzucił szkołę i zajął się handlem. Pewnego razu został zatrzymany przez żołnierzy, wyrwał jednemu z nich karabin i go zabił , zdołał uciec.  Z początkiem drugiej intifady dołączył do Brygad Męczenników al-Aqsa. Wkrótce stał się czołowym bojownikiem. W przededniu inwazji przygotowywał obronę obozu, zarządzał przygotowaniem systemu pułapek, oraz angażował rekrutów. Zwrócił się też do przyjaciół z teatru, między innymi Jusufa.  Ala’a miał na rękach krew wielu żołnierzy, ale nigdy cywili.  Zdobył sławę jako bojownik. Przeżył oblężenie i został dowódcą brygad w mieście. Stał się celem, żył w ukryciu. Nie chciał się poddać. Zginął kilka miesięcy później (we wrześniu 2002) , w ruinach trafionego lotniczym pociskiem domu. Do dziś jest legendą Dżeninu. 
  


Mury Dżeninu noszą ślady walki. Na zdjęciu powyżej widoczne ślady po strzałach oraz graffiti przedstawiające męczennika

Twarz mojego rozmówcy nosi wyraźne ciemne blizny. Z uśmiechem tłumaczy: ‘To po  pierwszej bombie, którą skonstruowałem’. Zakaria Zubeidi - jest jednym z ostatnich żyjących aktorów pierwszego teatru. Jego historia jest pełna sprzeczności i niedomówień; kiedyś dowódca Brygad Męczenników al-Aqsa, dziś, można by rzecz, przyjaciel teatru.
Był związany z teatrem od jego początków. Jego matka udostępniła swój dom Arnie, która powołała do życia pierwszą teatralną grupę. Zakaria miał wtedy 12 lat. Jago młodość była życiem pomiędzy teatrem a przestępstwem. Jako nastolatek wielokrotnie aresztowany; głównie za rzucanie kamieniami i koktajlami mołotowa. Ale nie tylko, dał się poznać jako jeden z najbardziej wprawnych złodziei samochodów Zachodnego Brzegu Jordanu. Jego działalność podziemna rozpoczęła się w roku 2002. Wtedy stracił matkę i brata. ‘Zginęli choć byli niewinni, nigdy nie angażowali się w walkę. Matka została zastrzelona przez snajpera, stała w oknie domu. Tego samego dnia zabili mi brata, potem zburzyli dom’.
W październiku 2002 został przywódcą Brygad Męczenników al-Aqsa w Dżeninie (przejął obowiązki po zabitym Ala’a). Z czasem stał się faktycznym przywódcą obozu, był odpowiedzialny za bezpieczeństwo i porządek. Nic nie działo sie bez jego zgody.  Mimo młodego wieku (26 lat) cieszył się ogromnym zaufaniem Jasera Arafata. Był niepokorny, niezależny i niebezpieczny...

Zubeidi nie miał zwyczaju przyjmować rozkazów. W  2004 roku, porwał palestyńskiego mera Dżeninu, co było karą za odmowę finansowania brygad. W tym samym roku podpalił lokalną siedzibę Palestyńskiej Rady Negocjacyjnej.  W końcu, wziął odpowiedzialność za zamach bombowy w Tel-Avivie. Z czasem stał się najbardziej poszukiwanym terrorystą Zachodniego Brzegu Jordanu. Przeżył pięć prób zamachu na jego życie. Czterokrotnie postrzelony. Żył ukrywając się. Jak mówi dziś: ‘Spałem z bronią  w ręce, przez kilka lat nie zaznałem spokojnej nocy.’  W roku 2005 składa broń i ogłasza rozejm. Jednocześnie nawiązuje kontakty z Izraelskim ruchem pacyfistycznym i zwraca się do  mieszkającego wówczas  w Tel – Avivie - Juliano. Juliano przyjeżdża do Dżeninu w 2006 - teatr zostaje otwarty ponownie. W 2007 r. Izrael ogłasza amnestię, Zubeidi przestaje się ukrywać.
Dziś w Dżeninie panuje spokój, choć mieszkańcy pamiętają o wojnie. Tutaj każdy przeżył tą samą historię, ale poza dzieciakami uzbrojonymi w zabawkowe pistolety na ulicy nie widać broni. Kiedy spytałem Zakarię dlaczego nie ma walki i oporu, odpowiedział - ‘Dżenin sam walczył nie będzie, na stan dzisiejszy walka jest niemożliwa.

Siła sztuki, nie karabinu.


Siedzimy wraz z Mustafą  na podwórzu teatru. Mustafa pracuje w teatrze, zabiera dzieciaki i uczy je jak robić zdjęcia. Czasem po prostu gra z nimi  piłkę.   

‘Kim jest Zakaria dziś ? Trudno powiedzieć’, mówi Mustafa. ‘To mój przyjaciel, ale nie wiem kim jest. Wiem, że od czasu do czasu chodzi się meldować na Izraelskim posterunku. To były bojownik, ma za sobą cały obóz. Izrael o tym wie. Tutaj nie ma Izraelskiego wojska ani palestyńskiej policji. Zakaria jest szefem.  On sam mówi, że prędzej czy później Izrael go zabije. Pewnie tak... Jedno jest pewne, gdyby nie Zakaria Zubeidi teatr by nie przetrwał’

Dlaczego?
‘Bo jest po naszej stronie. Zakaria jest szanowany przez każdego. Łamiemy kulturowe tabu, teatr jest koedukacyjny a to stwarza problemy. Obóz jest konserwatywny, mieszkańcy to mniej lub bardziej tradycyjni muzułmanie. Przez lata jedyną instytucją wypełniającą przestrzeń społeczną był meczet. Dzieciaki lgną do teatru jak muchy, dla części mieszkańców to poważny problem. Mówią, że teatr odciąga dzieci od religii. Kiedy Zakaria mówi, że teatr to miejsce walki z okupacją, to pomaga.’

A jest ?
‘Wierzymy w siłę sztuki nie karabinów. Nasz teatr kontynuuje tradycję Arny.  To miejsce walki o tożsamość i godność. Teatr to alternatywna rzeczywistość, która opowiada prawdziwymi emocjami. Obóz Dżenin to rzeczywistość okupacji, jedyna rzeczywistość jaką znają tutejsze dzieciaki. Teatr Wolność to miejsce,  gdzie  mówią co czują, gdzie są bezpieczne, gdzie czują się doceniane i wartościowe, gdzie są słuchane. To miejsce gdzie dzieci Obozu Dżenin są wolne.’

Poza teatrem nie są ?
„Dżenin to mentalne więzienie. To miejsce, gdzie  kultura narzuca sztywne ramy; miejsce dziwnej frustracji, mieszanki dumy i poczucia niższości. Kult poświecenia miesza się z pogardą. Rzeczywistość jest trudna. Ludzie są radykalni, na murach wiszą setki plakatów z wizerunkami męczenników. Mieszkańcy przekazują opowieści o bojownikach i ofiarach. Miasto żyje historią i martyrologią. Dzieci znają te historie dobrze. Wiedzą kto zginął, kiedy i kto go zabił, dla wielu męczennicy to idole.  Wielu będzie gotowa się mścić, za brata, za przyjaciela,  za sąsiada. Póki co dzieciaki są małe,  ich rolą  jest praca a miejscem życia ulica. Nie chcemy by w przyszłości  ich życiem stała się walka.
Pamiętam jak przychodziłem do teatru jako chłopiec, wiem ile to znaczy. Kiedy miałem kilka lat wybuchła pierwsza intifada, a mój ojciec trafił do więzienia. Kiedy miałem lat kilkanaście wybuchła druga intifada, straciłem wielu przyjaciół, widziałem śmierć. Wiem, że teatr mi pomógł. Za każdym razem, kiedy tu przychodziłem czułem jak bym wchodził gdzieś do wymarzonego świata, którego nie widziałem co dzień na ulicy. Czułem się bezpieczny i wolny.



Dyrektor i współzałożyciel teatru udziela wskazówek młodym aktorom.

Kiedy jestem z dzieciakami dzisiaj, widzę to samo. Kiedyś do teatru przyszedł jeden z byłych bojowników – islamista. Nie podobało mu się, że dziewczynki grają razem z chłopcami. Wtargnął na deski i przerwał sztukę. Wystawialiśmy wtedy ‘Czarodziejski flet’. Krzyczał rugając jedną z dziewczynek, chciał ją odesłać do domu. W pewnym momencie zamierzył się, żeby ją postraszyć czy uderzyć? Nie wiem. Dziewczynka nie drgnęła, pewnym głosem powiedziała, że zostaje na scenie. Agresor stał zmieszany z głupią miną. Cała sala ryknęła śmiechem. To było coś !”



Grafitti przedstawiające męczenników. Polegli w walce cieszą się pamięcią i szacunkiem. Martyrologia to część tożsamosci miasta

Radykałowie was nie lubią.

„Czasem myślę, że nikt poza dzieciakami nas nie lubi (śmiech). To nie dlatego, że ludzie są zbyt tradycyjni. Są jacy są, my nie zamierzamy ich zmieniać, to jest środowisko, w którym działamy i tyle. Mieszkańcy obozu to nie problem. Jakby nie było wystawiamy tutaj, a sala jest zawsze pełna. Przyzwyczajają się, ale wszystko dzieje się stopniowo. Zmieniamy rzeczywistość, ale jednocześnie jesteśmy jej częścią - wciąż uwikłaną w kulturowe relacje. Teatr to tylko alternatywna forma komunikacji, która zastępuje inne, ale nie rzeczywistość sama w sobie.  Problem polega na czym innym. Wszystko zależy od tego o czym mówisz...”

Czyli ?

„Kiedy wystawiliśmy ‘Folwark Zwierzęcy’ nie wszystkim się to spodobało.  Wiosną 2009 ktoś dwukrotnie próbował podpalić teatr. Nie znaleziono winnych, ale w teatrze wiadomo, że to nasłane przez świnie ps”’.

Palestyńska służba bezpieczeństwa.

„Służba nie wiem. Na pewno nie był to nikt z obozu, ani z Izraela, czy żaden żołnierz, bo ich tu nie ma. W autonomii jest za to wielu, którym słowa Orwella mogą się nie spodobać.  To dowód na to, że takie słowa są potrzebne. Realia kulturowe to jedno a opresja to co innego. Izraelska czy palestyńska wszystko jedno,  zabiera wolność, chce zmusić do uległości i zabrania myśleć.  Teatr ma być miejscem, gdzie realia opresji zmieniają się w alternatywę wolności.”  

Jak wygląda przyszłość obozu ? Wierzysz w wolność poza teatrem ?

„Nie wiem. Nie chcę by znów wybuchła wojna, to wszystko. Czasem się boję, nie wiem co bym zrobił. Wiem, że wielu poszłoby zginąć, tak jak ostatnio.  Ja chcę żyć.  Chce być potrzebny, to wszystko.”

Jak wygląda przyszłość teatru ?

„Mam nadzieję, że co najmniej tak jak teraz. Nie jesteśmy od nikogo zależni, wszystko robimy sami, reżyseria, choreografia, światło, dźwięk, muzyka, terapia ruchowa… Dzieciaki są coraz bardziej zaawansowane, mamy programy pozateatralne: muzyczne, fotograficzne. W ostatnim roku odwiedziło nas 16 tys. osób. To ogromna ilość jak na tak małą instytucję. Tutaj pracuję raptem kilka osób, większość zaangażowanych to wolontariusze.  Jasne, że  problemem są pieniądze. Ale teatr nie umrze, przetrwał dwie intifady, przetrwa i kryzys. Nasze przetrwanie to walka, to kulturalna intifada.”

Ktoś za wami pójdzie na taka intifadę ?

‘Wierze, że tak. To miejsce jest otwarte dla każdego, kto chce zakończenia okupacji’

Co aktualnie wystawia teatr ?

Alicję z krainy czarów’. Będziemy tworzyć naszą rzeczywistość - po drugiej stronie lustra...




Na próbie 'Alicji w Kraine Czarów'.


Michał Ziemowit Buśko

Bóg jest po naszej stronie.

Procesja ciągnie się główną ulicą wsi, aż do ruin kościoła położonych na wzgórzu. Jest gorąco i duszno, spalone słońcem powietrze stoi w miejscu. Idą wierni: starzy, młodzi, kobiety, dzieci – wszyscy. Modlą się.


Jest odświętnie, słychać śmiech. Dzieciaki wspinają się na mury kościoła, gryzą ziarna słonecznika i dokazują. Tłum gęstnieje, uwagę przyciąga starsza kobieta śpiewająca ludowe piosenki. Zgromadzeni akompaniują jej oklaskami, jest radośnie. Przyszli prosić o pomoc św. Jerzego. Święty strzeże mieszkańców od osiemnastu stuleci. Przyszli więc i dziś. Przyszli by modlić się o deszcz.


Nad wsią górują trzy kościelne dachy, wokół rozciągają się skaliste wzgórza Wyżyny Judejskiej. Tu od tysięcy lat dzieje się historia człowieka. Dziś historia jest trudna jak nigdy.

Taybeh leży na terenie Palestyńskiego Terytorium Okupowanego, które w 98 % jest zamieszkane przez muzułmanów. Tereny Palestyny historycznej są podzielone pomiędzy dzisiejszy Izrael a Autonomię Palestyńską, która obejmuje Zachodni Brzeg Jordanu, gdzie leży Taybeh oraz Strefę Gazy. Przed 1967 rokiem, terytoria te wraz ze wschodnią częścią Jerozolimy były zajmowane przez Jordanię i Egipt. W wyniku wojny zostały zajęte przez Izrael i zgodnie z prawem międzynarodowym uzyskały status terytoriów okupowanych.

W roku 1993 zadecydowano, że Zachodni Brzeg Jordanu wraz ze Strefą Gazy stanie się suwerennym palestyńskim państwem. Wielu uwierzyło w cud pokoju, negocjatorzy otrzymali pokojowe noble. Nadzieje okazały się złudne. W wyniku ułomności procesu tereny te przekształciły się w sponsorowaną przez społeczność międzynarodową quasi-autokrację - Autonomię Palestyńską. Władza autonomii całkowicie uzależniona od Izraela stała się narzędziem prewencji przeciw dążeniom niepodległościowym. Stagnacja zaś była wstępem do rozlewu krwi. Tylko w dwóch ostatnich konfliktach: Intifadzie Al-Aqsa oraz Izraelskiej operacji ‘Płynny Ołów’ w Gazie, śmierć poniosło 3 tysiące Palestyńczyków.

Kiedyś ziemia ta była miejscem, gdzie żył Jezus. Jak głosi tradycja, Taybeh stało się jego schronieniem, gdy ukrywał się przed swymi pobratymcami. Jezus miał obawiać się reakcji nieprzychylnych mu Żydów, którzy przestraszyli się jego rosnących wpływów, wzmocnionych cudem wskrzeszenia Łazarza.

Taybeh dzisiaj, to jedyna palestyńska miejscowość zamieszkana wyłącznie przez chrześcijan: rzymskich katolików, prawosławnych oraz grekokatolików. 

Rozmawiam z ks. Raedem Abu Sahlia, proboszczem parafii rzymskokatolickiej.

„Kiedyś biskup Michel Sabbah - były Rzymskokatolicki Patriarcha Jerozolimy - powiedział, że nikt sobie nie wybiera miejsca narodzin, chrześcijanie żyją w Ziemi Świętej bo tak chciał Chrystus. Żyjemy w cieniu krzyża. Cierpimy, ale jesteśmy mocni.  Przetrwaliśmy dwa tysiące lat, przetrwamy i okupację.”

Tutejszych chrześcijan jest coraz mniej ...

„Wielu emigruje, ale siła nie tkwi w liczbach. Nawet mała społeczność może być mocna, wystarczy że uwierzymy w siebie i sami spróbujemy rozwiązać nasze problemy. Bez wyciągania ręki. Ludzie za granicą myślą, że jesteśmy biedni, bezradni i upokorzeni. My nie jesteśmy ofiarami. Chrześcijanie Palestyny cierpią ale wiedzą jak przetrwać a Taybeh jest tego najlepszym przykładem.

Rozejrzyj się. Czy widzisz nędzę? Czy widzisz żebraków? Nie. Tutaj mieszkają dumni, pracowici i cierpliwi ludzie. Palestyńczycy są ubodzy, ale są społeczeństwem, gdzie tradycyjne wartości pomocy, współpracy i odpowiedzialności są ważne. Tu nikt nie żyje sam, nikt nie szuka izolacji i samowystarczalności. Społeczność Tyabeh musi liczyć sama na siebie, gdyż brakuje instytucji, które mogłyby spełniać rolę dystrybutora dóbr, czy strażnika praw. Gdy ktoś jest w potrzebie nie idzie po pomoc do państwa, bo go nie ma. Nie puka do drzwi urzędników, bo ci są bezsilni. Nie udaje się do sądu, bo w warunkach okupacji sprawiedliwość się nie liczy. Zwraca się do rodziny czy sąsiada. Więzi są szczególnie ważne w obliczu okupacji, gdyby nie silne poczucie tożsamości i odpowiedzialności palestyńscy chrześcijanie przestali by istnieć.
Przedwczoraj wierni wszystkich trzech kościołów poszli się modlić o deszcz. Wczoraj było urwanie chmury i lało jak z cedra. Bóg pomaga tym, którzy są razem.”

Deszcz był dla mieszkańców zbawieniem. Jesień 2010 była wyjątkowo sucha, przez dwa miesiące nie spadła kropla deszczu. Normalnie o tej porze roku jest mokro. Sucha jesień oznacza klęskę nieurodzaju. Palestyńska ekonomia jest w ogromnej mierze uzależniona od zbiorów oliwek, które przypadają na pierwszą połowę października. Tego roku plony były marne. Susza to dodatkowa katastrofa, gdyż oznacza wizje nieurodzaju  w roku następnym. Dwa chude lata oznaczają biedę. Deszcz, który spadł w końcu grudnia był darem, na który czekali wszyscy.

Drzewo oliwne ma swoją symbolikę. Palestyńczycy mówią, że ich obecność jest tak naturalna jak obecność mających setki lat sadów. Mówią też, że zostaną na swej ziemi przez kolejne setki lat - tak jak ich oliwne drzewa.



„Żyjemy dzięki oliwie. Mamy własną stację radiową, dom starców, dom pielgrzyma, szkołę i wydawnictwo, ale gdyby nie oliwne drzewa nie mielibyśmy nic”.

Ksiądz i jego parafianie od kilku lat sprzedają oliwę w Europie. Odbiorcy pojawili się już w końcu lat 90-tych. Przeszkodziła jednak wojna, izraelskie restrykcje, zamknięcia i izolacja. Trzeba było poczekać aż napięta sytuacja się ustabilizuje. W międzyczasie w Europie zapanowała moda na eko i fair –trade. Z czasem oliwa z Taybeh trafiła na półki francuskich ekosklepów. Trudno o bardziej ekologiczny produkt: kilkusetletnie drzewa, idealne warunki atmosferyczne, ręczny zbiór oraz najprostsze i jedyne -  pierwsze tłoczenie. Żadnej chemii, dodatków, dolewek, kolorów, czy wyciskania na siłę. Palestyńska oliwa jest przez koneserów uważana za najlepszą na świecie i racja, europejska śródziemnomorska virgin nie stanowi dla niej żadnej konkurencji. Oliwa ... To był początek.

„Kiedy okazało się, że popyt za granicą rośnie, ludzie zaczęli się pytać skąd ta oliwa i gdzie ta Palestyna?  Kto tam mieszka? W końcu przyjechali, my zaś zadbaliśmy, by nie odjeżdżali z pustymi rękami. Tak zaczęła się produkcja glinianych gołąbków -  lampek oliwnych, które wciąż znajdują rzesze odbiorców. Produkujemy 150 gołąbków tygodniowo.”



Ksiądz jest obrotnym człowiekiem.

Mój rozmówca niby od niechcenia wzrusza ramionami. „Kiedyś studiowałem teologię, ale w Taybeh stałem się biznesmenem, nie miałem wyjścia”.

Sukces Taybeh to efekt silnych więzi społecznych, zaufania i pracy. Mieszkańcy wszystko osiągnęli własnymi rękami. Ale tutejsza przedsiębiorczość jest szczególna. Taybeh to jedyne miejsce na całym Bliskiem Wschodzie, gdzie produkuje się piwo. Browar jest mały, ale zdobywa uznanie za granicą. W październiku wieś organizuje alternatywny Oktoberfest. Piwosze przyjeżdżają z całego świata i mówią jedno – Taybeh ma najlepsze „jasne pełne” na świecie. Ostatniego roku na festiwalu grała nawet kapela z Brazylii. Ponoć narzekali że nie ma plaży, ale piwo i tak  im smakowało.

Taybeh różni się od okolicznych wsi, mieszkańcom żyje się lepiej niż ich muzułmańskim sąsiadom. Ludzie mają więcej pieniędzy, jest więcej pracy, kontaktów za granicą, nawet szkoła w Taybeh jest lepsza. Jest inaczej, niektórzy mówią, że inni im zazdroszczą.

We wrześniu 2005 uzbrojona grupa muzułmanów z sąsiedztwa wtargnęła do wsi. Palono domy i samochody, rozbijano szyby, chrześcijan Taybech ogarnęło przerażenie.

Mieszkańcy Deir Dżarir przyszli ukarać rodzinię mężczyzny z Taybeh. To była zemsta, ten z Taybeh został podejrzany o romans z muzułmanką - była mężatką i matką. Wszystko się skomplikowało, kiedy biedaczka zaszła w ciążę. Sprawa była z rodzaju zabójstwa o honor. Kobieta splamiła dobre imię rodziny – musiała zginąć. Prawdopodobnie została otruta. Mężczyzna uszedł z życiem. W wyniku wynegocjowanego porozumienia ustalono, że spalone domy były wystarczającą karą.

Nie czujecie się zagrożeni ?

Nie’

Palono chrześcijańskie domy

To nie był konflikt o podłożu religijnym, ale społecznym. Sprawy jak ta, to typowy dla semickiej kultury problem kulturowy. W tradycyjnych kręgach muzułmańskich cudzołóstwo kończy się karą, czasem surową, bez względu na wyznanie. Ostatecznie konflikt udało się załagodzić. Żyjemy razem od 1400 lat, wiemy jak sobie radzić. Rozumiem troskę ...  ale zapewniam że nic nam nie grozi, jesteśmy mądrzy historią.”

Izraelskie gazety pisały, że palestyńscy chrześcijanie giną z rąk wyznawców Allaha.

Pamiętam co pisały gazety – bzdury. Abstrahując od rzadkich choć okrutnych zatargów rodzinnych, Palestyńczycy trzymają się razem, bez względu na wyznanie. Okupacja nie różnicuje, cierpimy tak samo. Naszą wspólną ziemię zajęli ci sami ludzie – syjoniści, którzy mówią, że mogą zabierać, bo tak jest napisane w Biblii. Ludzie, którzy mówią że mogą nas krzywdzić, bo tak chce Bóg.”

Opresja jednoczy?

Dzielimy tą samą krzywdę, ale to nie wszystko. Jestem katolikiem, chrześcijaninem, ale też Palestyńczykiem i Arabem. Moja tożsamość składa się ze wszystkich tych elementów. Ale przede wszystkim jestem człowiekiem – stworzeniem Boga. Boga, który nie chce by komukolwiek działa się niesprawiedliwość, który nie chce by ktokolwiek więził, zabijał czy gnębił bliźniego. Myślę, że w takiego samego Boga wierzą muzułmanie. Nie boję się, bo wiem, że Bóg jest po naszej stronie, po stronie tych, którym dzieje się krzywda.



Jak ksiądz widzi przyszłość?

Nie mam pojęcia, tu i tak było za dużo proroków. Wiem jedno, nie boję sie i wierzę. Ludzie próbowali już wszystkiego - wojny i negocjacji. Jedyna nadzieja w Chrystusie. On nam pomoże, ale tylko wtedy, gdy pomożemy sobie sami.”


Michał Ziemowit Buśko